poniedziałek, 17 września 2012

PIERSI NA ŚWIECIE


Ekskluzywny wywiad z organizatorami pierwszego na świecie City LipDuba.


Dwa słowa wstępu dla niewtajemniczonych. Z inicjatywy trzech szaleńców z kompleksem bogów powstał w Wodzisławiu Śląskim pierwszy na świecie teledysk promujący miasto w konwencji Lip Dub. Oto i on:
http://www.youtube.com/watch?v=oGZOqbiUut4
Oglądajcie w jakości 480p
Słowa uznania należą się Pawłowi Kukizowi i zespołowi Piersi za udostępnienie swojego przeboju. Treść, forma i realizacja przedsięwzięcia to dzieło osób, z którymi miałem przyjemność przeprowadzić wywiad. Zdradzili mi w nim szczegóły niepublikowane dotąd w żadnych mediach. Rekwizyty towarzyszące rozmowie - kino domowe, pizza, whisky, Marcin Jurków i Szymon Oślizło.
Bob: Na wstępie - czy godzicie się na upublicznienie waszych nazwisk na blogu?
Marcin: Nie.
Szymon: Tak.
M: Ok, to ja też.
B: Wasza zgoda i tak nie ma znaczenia. Przejdźmy do pytań. Dlaczego akurat LipDub i dlaczego sądziliście, że wam się to uda?
M: Ja osobiście dostałem linka z przykładowym LipDubem od jakiegoś Roberta Menżyka, zacząłem oglądać, uznałem, że to świetne, bardzo mi się to spodobało. Najarałem się na to jak arab na lot samolotem. Zacząłem już tworzyć LipDuba we własnej głowie, oglądałem dotychczasowe po tysiąc razy, brat uważał mnie za idiotę. Później nadarzyła się jakaś impreza na której trochę pochlaliśmy i Robert tego samego linka pokazał w towarzystwie Szymona.Powiedziałem 'Stary, robisz to ze mną, Robert też to robi ze mną'.
S: Jak usłyszałem, że oni to robią ze sobą, to od razu chciałem się dołączyć.
M: ...Robert oczywiście wtedy zaczął się z nas śmiać. Szymon powiedział 'Dobra, zróbmy to, ale dla miasta. Wypromujmy tym Wodzisław'. Wtedy Robert o mało nie popłakał się ze śmiechu. No i potem... - Marcin zerka na telewizor - O, Justin Bimber... No i Szymon stwierdził, że to jest fajne. Także teraz oddaję jemu głos.
S: Tak było.
B: Dzięki Szymonie za wyczerpującą wypowiedź. Ok, oglądaliście inne LipDuby, widzieliście ile potrzeba do tego ludzi...
S: No.
B: Wiedzieliście, że do promocji jednej uczelni potrzebne są setki osób, a co dopiero do promocji całego miasta...
S: No.
B: Od początku wierzyliście w to, że to się da radę wykonać?
S: No. To znaczy słuchaj, ja byłem przekonany, że się da zrobić.
B: Bo Ty jesteś naiwny.
S: Wiem, że jestem naiwny. Ale nie dowiesz się, póki nie spróbujesz, nie?
B: A teraz już bez tego zbędnego medialnego wazeliniarstwa, że niby promujecie miasto, że dajecie zajęcie młodzieży itd. Po co to robiliście?
S: Po to, żeby udowodnić sobie, że jesteśmy w stanie zrealizować taki projekt. I udowodniłem sobie to.
B: Czyli dla siebie?
M: Oczywiście, że tak. Wszyscy robimy wszystko dla siebie.
S: Ale z drugiej strony gdyby nam nie zależało na mieście, to moglibyśmy to zrobić u mnie w domu, tak?
B: Gdybyś miał dom, to tak.
M: No dokładnie, a nie o to chodzi. Ja chciałem to zrobić, bo po prostu lubię to robić. Lubię organizować takie imprezy i pomimo, że wylałem nad tym mnóstwo krwi i potu, to wiem, że za miesiąc będę chciał stworzyć coś podobnego.
B: Czyli są już nowe pomysły?
S: Tak. Ja mam już 3 pomysły, ale nie wiem czy chciałbym o tym opowiadać na Twoim blogu.
M: Ja też nie jestem pewien, czy o czymkolwiek chcę opowiadać na Twoim blogu.
S: Teoretycznie fajnie byłoby zrobić coś podobnego, filmowego, ale właściwie myślimy bardziej o jakimś festiwalu.
M: (mlask mlask) Ale ta whisky jest chujowa do pizzy.
B: No bo tego się nie pije do pizzy...

M: Zaraz pójdę po piwo.
S: Powiem Ci jeszcze, że miałem momenty zwątpienia. Pierwszy taki, to gdy sobie uświadomiłem, że tego się nie da zrobić w dwa tygodnie. Bo mieliśmy to wstępnie zrobić 12 czy 13 czerwca. Myślałem, że pójdzie jak z płatka - tu telefon, tu się pójdzie, jeden dzień prób i załatwione, a tu dupa. Potem był nawet moment...
M: (głośny bek)
S: ... że liczyłem na to, że wy dwoje też się załamiecie i to olejemy. Gdyby tak się stało, to nikt inny by już tego nie podciągnął.
M: (kolejny, jeszcze głośniejszy bek)
S: Pamiętam jak wracaliśmy raz z Marcinem z Urzędu Miasta. Powiedział: "Wiesz co, w chuj mi się tego nie chce"...
M: Wtedy to dopiero zaczynaliśmy, nawet nie wiedziałem o czym mówię.
S: No, ale potem jak pewnego dnia znów byliśmy w Urzędzie i coś się udało załatwić to było lepiej. To było tak, że każde powodzenie nas podbudowywało, a każde niepowodzenie dołowało.
B: Więc musieliście chodzić strasznie przybici.
S: Tak, aż doszliśmy do takiego momentu, że nawet gdyby nam się wszystko zawaliło, to dalej chcieliśmy to robić, bo byliśmy za bardzo podjarani tym wszystkim.
M: Idę se po piwo. Nie podchodzi mi whiskacz do tej pizzy.
B: Wszystko już teraz zakończone, stworzyliście już LipDuba. Spójrz na to obiektywnie z perspektywy czasu i powiedz co było trudniejsze dla was - te początki, kiedy zbieraliście chętnych, zaczynaliście tłumaczyć co to LipDub, tworzyli szkielet scenariusza, czy już później - próby ogarnięcia ludzi, zapanowania nad nimi, bieganie po trasie z radiem?
M: Szczerze mówiąc trudno określić, dla mnie wszystko było trudne...
B: Jak zwykle, łącznie z dzieciństwem.
M: Dokładnie. Były takie momenty, że wszystko szło jak z płatka albo wszystko się sypało. Na przykład 15 sierpnia okazuje się, że dwie największe organizacje, które miały nam dać po 50 ludzi uznały, że nie dają nikogo, bo w tym czasie jadą na wakacje. Więc wiesz, porażka. Przenieśliśmy z tego powodu termin na 4 września. Wiedziałem, że mamy przejebane, ale okazało się, że mamy jeszcze bardziej przejebane, gdy okazało się, że 2 tygodnie przed kręceniem LipDuba - nie ukrywajmy - nie mieliśmy piosenki, nie mieliśmy kamerzysty, nie mieliśmy scenariusza. Teraz możemy już o tym wspomnieć, choć nie wiem, czy ludzie powinni o tym wiedzieć.
S: Ja myślę, że jednak trudniej dla mnie było wtedy, gdy wszystko już nabrało jakichś barw. W sierpniu nie mogliśmy się już z tego wycofać.
B: Czuliście na sobie presję?
S: Oczywiście.
B: Taką samą jaką czuję ja, gdy stoję przy pisuarze w publicznej toalecie i obok mnie facet już dawno zaczął sikać, a ja ze stresu jeszcze nie, choć powinienem?
M: Coś w tym stylu.
B: A jak pomysł LipDuba odebrali uczestnicy i osoby postronne?
S: Uczestnik, który jest częścią projektu i widzi na teledysku samego siebie nie mógł powiedzieć 'Boże, to jest do bani!'. Każdy jest podjarany tym, że wystąpił i że widzi siebie na ekranie. To jest moje zdanie. Może po dziesiątym obejrzeniu pomyślą sobie, że jednak coś nie wyszło, ale zazwyczaj jednak pierwsze wrażenie jest pozytywne. I na to też liczę, że internauci nie będą tego oglądali więcej niż 2 razy.
B: A propos. Nie ukrywajmy - w perspektywie innych miast kraju i Europy Wodzisław to taka duża wioska. 
M: Dokładnie. Traci się nawet w oczach Syryni.
B: Więc dociera do was, że Wodzisław, określający się południową bramą Polski, a będący w rzeczywistości jedynie małą furtką lub wręcz dziurą w płocie stworzył pierwszy taki teledysk na świecie i czy zdajecie sobie sprawę, że możecie wywołać reakcję łańcuchową - ludzie zaczną brać z was przykład i tworzyć LipDuby dla swoich miast?
S: Szczerze? Byłoby to fajne, gdybym miał pewność, że rzeczywiście jesteśmy pierwsi i gdyby na wikipedii pojawiło się kiedyś nowe hasło - City LipDub, w którym wymienionoby nas jako prekursorów tego gatunku. Wtedy czułbym się dumny, choć i tak czuję się dumny.
M: Jeśli tylko ktoś zacząłby nas naśladować, to byłoby świetnie.
B: Nawet jeśli każdy następny byłby o wiele lepszy?
M: Tym bardziej. Życzę wszystkim, by tworzyli lepsze LipDuby. Niech uczą się na naszych błędach. Ja się po prostu cieszę, że nam się udało. Ogarnęliśmy w piątkę 350 osób. 'Był cox' - chociażby głupie hasełko spowodowało, że ludzie się zintegrowali.
S: Dokładnie. Może to dziwnie zabrzmi, ale naprawdę kilku osobom ten LipDub pomógł, poprawił ich samopoczucie. Ludzie cieszyli się z tego, że na chwilę mają znajomych.
M: Niektórzy mieli znajomych tylko na czas LipDuba i się do tego jawnie przyznają.
B: Czyli zrobiliście dla młodzieży dobry uczynek.
M: To też nie jest tak. Bardzo bym nie chciał, żeby odbierano nas jako tych najważniejszych, że niby wszystko to dzięki nam...
B: Nie, wcale.
S: Ta...
M: Naprawdę. Bardzo cieszyły mnie momenty, gdy ludzie przychodzili na próby nawet wtedy, gdy nie musieli. Gdy przyszli właściwie tylko i wyłącznie po to, by się z nami spotkać, pogadać. Albo wtedy gdy padał deszcz - lało jak z cebra, mogli siedzieć w domu, ale przyszli na próbę.
B: W takim razie kiedy przestaliście być tymi dziwnymi kolesiami organizującymi LipDub, którzy zawracają im dupę i proszą o uczestnictwo, a stali się Marcinem i Szymonem, z którymi uczestnicy normalnie się witali i żartowali?
M: Wydaje mi się, że była to właśnie próba, podczas której lało niemiłosiernie i poszliśmy z tego powodu na piwo, a potem pojechaliśmy do McDonald'sa - dzięki Jusia za zajebistą kolację!
B: I za tę kartę ulgową, którą wszyscy dostaliśmy...
M: Cicho. To był właśnie moment, kiedy zapamiętałem sobie w końcu, że to jest Jusia, to jest Klaudia, Daga, Rysiek, czy jak mu tam...
B: Rafał.
M: Właśnie, Rafał, a nie Rysiek. I mnóstwo innych świetnych osób. Wtedy już nie było 'Hej Ty, dziewczyno, która gra kobietę z wężami!' tylko wiedziałem już, że to jest Klaudia.
B: Daga.
M: Właśnie, Daga.
S: Ale to dobrze, że na początku ludzie mieli jakiś dystans. Bo to jest jednak praca w grupie - jeśli nie ma kogoś, kto nad tym trzyma pieczę, to robi się z tego sielanka. Dopiero z czasem przechodziliśmy z nimi na etap koleżeński
B: Szymon, za co chciałbyś podziękować?
S: Mogę pomyśleć?
B: Jasne, ale bądź ostrożny. Marcin - za co Ty chciałbyś podziękować?
M: Ja? A czemu miałbym za coś dziękować? Przecież nic nie wyszło.
B: Za co chciałbyś przeprosić?
M: Za to, że jestem zajebisty. Nie no, przepraszam za to, że czasami nasze próby nie wychodziły tak, jak powinny. I za nasze kłótnie z Szymonem oraz nerwową nieraz atmosferę.
B: Szymon, namyśliłeś się?
S: Chcę podziękować za to, że wytrwali. Gdybym ja był uczestnikiem na ich miejscu to nie wiem, czy po pierwszej, drugiej próbie widziałbym tego sens i chyba dałbym sobie spokój. Dzięki, że nam zaufali.
M: Wykazali się w tym momencie nie lada głupotą.
S: I dzięki za to, że się zaangażowali. Była nawet jedna osoba, dla której LipDub był akurat najważniejszą rzeczą w życiu. I to, że dla niektórych jesteśmy dawcami szczęścia jest piękne.
B: A za co chcesz przeprosić?
S: Hm. Ja wiem, że ja od zawsze mam zadatki na człowieka wielkiego...
B: Zadatki na człowieka wielkiego? Raczej zadatki na uważanie siebie za człowieka wielkiego.
S: Tak, tak. Może za często objawiałem to, że jestem kimś, że przeradzam się z ćwierćboga w półboga. I za to, że może czasami byliśmy zbyt samolubni.
B: Ok, nie chce mi się już gadać o LipDubie, koniec wywiadu.
S: Ej fajne to jest, czujemy się gwiazdami przynajmniej
M: To jest po prostu pierwszy wywiad, w którym chciało mi się rozmawiać, a nie musiałem ściemniać i uśmiechać się głupio do kamery. Poczułem się jak u Wojewódzkiego.
B: Nic dziwnego, on czerpie inspiracje z mojego bloga. To powiedzcie jeszcze coś, czego nie mówiliście dotychczas innym mediom.
M: Mieliśmy darmowe drinki w Vipie.
B: O, właśnie. Powiedzcie jakie korzyści płynęły ze stworzenia LipDuba.
M: Stary, tego nie powiemy. Wiem, że na tego bloga wchodzi raptem 12 osób z Twoimi rodzicami włącznie, ale to są rzeczy poufne i kontrowersyjne.
S: Ja też boję się, że po tym wywiadzie ludzie sobie gorzej o nas pomyślą.
B: Jeszcze gorzej? Czemu? Robie ten wywiad tylko dlatego, by dać do niego linka na facebooku i wtedy przeczytają go wszyscy zaangażowani w projekt, nabijając mi statystyki wejść. To dla mnie reklama.
S: Chcę autoryzację.
B: Zapomnij. Zdradźcie jakieś wesołe wpadki, smaczki z prób.
S: Był taki moment podczas jednej z prób, gdy za bardzo nie ogarnialiśmy ludzi i miałem wrażenie, że wszystko się sypie, że panuje totalny chaos. Nie wiedzieliśmy co robić i wtedy powiedziałem Marcinowi do ucha: 'Zrób cokolwiek, byleby widzieli, że coś się dzieje'... Więc nie wiem, czy oni sobie zdają z tego sprawę, ale niektóre próby były właśnie tylko po to, by ludzie widzieli, że coś robimy, choć niewiele to dawało.
B: Wiem, sam tak robiłem. Gdy podchodziły do mnie dziewczyny i pytały zrezygnowane co mają robić, to albo odsyłałem je do Ciebie, albo gwarantowałem, że zaraz się nimi zajmę, tylko muszę na chwilę z Tobą pogadać. Po czym uciekałem i już nie wracałem.
M: A ja ostatnio obejrzałem naszego LipDuba świeżo po przeczytaniu scenariusza i byłem w szoku jak bardzo oba się od siebie różnią. Stworzyliśmy właściwie coś zupełnie innego, niż miało być na początku. Niektóre sceny powstawały nawet dopiero w dniu kręcenia.
B: Było dużo spontanu w tym LipDubie?
M: Bardzo dużo. Z resztą mówiłem już wiele razy, że widziałem mnóstwo LipDubów, które poszły tylko i wyłącznie w szpan, szczególnie te tworzone w dużych miastach...
B: Stołecznych...
S: I nie tylko. W podwawelskich też...
M: Ta.
S: Warszawa i Kraków jakby ktoś nie wiedział.
M: Może nie mówmy głośno. Za to nasz wyszedł tak swobodnie, spontanicznie, na luzie.
B: Ok, to by było na tyle. Dziękuję wam za rozmowę, możecie się już ubrać.
M: Spoko. Ale nie umieścisz tego wszystkiego na blogu, prawda?
B: Nie no, coś Ty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj swoje trzy grosze