poniedziałek, 17 września 2012

DOBRO I ZŁO NIE ISTNIEJE



Spokojny, sobotni wieczór. Słońce śle nam ostatnie tego dnia promienie. W powietrzu unosi się charakterystyczny zapach pieczonych kiełbasek. Ktoś niedaleko urządził sobie pewnie grilla z rodziną. Patrzę na bezchmurne niebo i chłodny wietrzyk lekko muska moją skórę.

Widzę za płotem beztrosko grzebiącą w ziemi kurę sąsiada. Dobre parę minut zajęło jej wymachiwanie szponami, nim znalazła dla siebie mięsistą kolację o smaku dżdżownicy. Robaczek ubrał wyjściowy garnitur i bez zbędnego oporu zmówił ostatni paciorek do swojego robalowatego bożka.

Do kury podbiegł wielki, czarny pies. Przywitał się szarmanckim 'dzień dobry', wbił jej w szyję ostre kły, zacisnął mocne szczęki, zgniótł kark i pozamiatał ptakiem po ziemi. Odrywając kolejne płaty mięsa pomagał sobie łapą, gdyż cywilizacja psów nie wynalazła jeszcze sztućców. Wokół fruwały pojedyncze pióra, słychać było trzask łamanych kości, gęsta krew obryzgała płot, kałuża zalała chodnik.

Wszystko to trwało raptem minutę. Pies oblizał się i pobiegł dalej bawić się z dziećmi.
Gdybym Was zapytał, kto tutaj jest tym złym, a kto tym dobrym, pewnie usłyszałbym jednomyślną odpowiedź - niedobry kundel nieuczciwie zaatakował bezbronną nioskę.

Gówno prawda.

A wziął ktoś pod uwagę tego robaczka, inwalidę bez rąk i o jednej nodze? Tę małą dżdżownicę, która została bezczelnie porwana ze swego domu, odebrana mężowi i potrzebującym dzieciakom? Też miała plany na życie, jej marzeniem nie była śmierć w kurzym żołądku. Od tragedii rodzinę dżdżownic uratował pies. On jest tutaj bohaterem.

Stereotypowe myślenie podpowiada Wam, że kura ważniejsza, bo daje jajka, uda i piersi i w ogóle jest większa, a dżdżownica to takie stworzenie z dupy wzięte i nie wiadomo po co istniejące. Pies jest zły, bo zeżarł kurę, ale to, że przed chwilą potomek jaja chciał zeżreć robaka jest w porządku, w końcu kura musi jeść. A pies to co, samożywny?

Absurdalne, nie uważacie?

W społeczeństwie jest podobnie. Szkodząc jednym, pomagamy drugim. Wiedział o tym Janosik, wiedział Robin Hood i Osama. I każdego z nich uważamy za bohatera. No, może oprócz Robina, on nosił rajtuzy.
Łańcuch pokarmowo-społeczny kieruje się brutalnymi zasadami. Słabi giną na początku, a jeśli jakimś cudem przeżyją, to tylko dlatego, że silniejsi zginęli wcześniej z rąk najsilniejszych.
Czy wróg mojego wroga jest moim przyjacielem?
Czy krzywdząc złego, pomagam dobrym, czy sam staję się zły?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj swoje trzy grosze