niedziela, 8 lutego 2015

TWOJE ŻYCIE JEST NIC NIEWARTE

Usiądź wygodnie. Rozejrzyj się wokół siebie. Przyjrzyj się temu, co masz i co zdobyłeś. Pomyśl o osobach, z którymi spędzasz czas. Pomyśl o swoich osiągnięciach, planach i marzeniach. O tych małych i dużych przyjemnościach, które Cię spotykają. I o każdym kolejnym dniu, który możesz przeżywać tak, jak tylko zechcesz. Masz to wszystko przed oczami? Więc zastanów się teraz ile, według Ciebie, jest wart jeden dzień Twojego życia? Nie wiesz? Nie martw się, powiem Ci.



Ale zanim to zrobię, wyobraźmy sobie pewną sytuację. Załóżmy, że nagle, z dnia na dzień, zostajesz skazany za zabójstwo, którego nie popełniłeś. Trafiasz do więzienia z perspektywą 25 lat odsiadki za niewinność. Lądujesz w zimnej i ciasnej celi i tylko modlisz się, by Twój tyłek też jak najdłużej taki pozostał, bo ślina cieknąca z ust współwięźniów mówi jedno - braliby Cię jak cyganie zasiłek.

Bieżąca woda to luksus. A ciepła jest jedynie dłoń seryjnego gwałciciela na Twoim kolanie. Chciałbyś wziąć prysznic (teraz więzień może to już robić aż dwa razy w tygodniu!), ale w takim miejscu to w zasadzie prysznic może wziąć Ciebie, więc rezygnujesz. No i mydło tylko w kostkach.

Co wieczór zasypiasz z nadzieją, że sąsiad z górnej pryczy nie spadnie Ci w nocy na głowę. Po miesiącu znasz już każdą plamę na jego materacu, po trzech jesteś w stanie co do sekundy określić moment, w którym puści bąka. Po pół roku wyrecytujesz skład jego diety na podstawie aromatu gazu. Intrygująca zdolność, choć małą podpowiedzią może być fakt, że przecież stołujecie się w tej samej knajpie...

Przy dobrym sprawowaniu, bliskich widujesz przez parę godzin w miesiącu. Zakładając, że oni w ogóle zechcą widywać Ciebie. Nie każdy musi być przecież dumny z pokrewieństwa z mordercą. Tym sposobem to współosadzeni stają się Twoją nową rodziną - jeden bije Cię jak ojciec, drugi kocha jak matka a inni bawią się z Tobą jak rodzeństwo. Z tą różnicą, że wszystko to bardziej boli no i później trudno usiąść.

I tak Ci mija godzina po godzinie, dzień po dniu, w atmosferze zupełnej bezsilności i poczuciu niesprawiedliwości. Aż tu nagle, po niecałych trzech latach od zamknięcia, po dokładniejszym zbadaniu sprawy przez sąd odwoławczy zostajesz... uniewinniony. Słowem: mówią Ci 'sorki, pomyłeczka', wydają zdeponowane rzeczy osobiste i otwierają bramę wiezienia, życząc szerokiej drogi. Jesteś znów wolny, możesz wracać.

Problem w tym, że już nie masz do kogo. Ani do czego.

Powtórzę więc pytanie z samego początku: ile jest dla Ciebie wart jeden dzień życia na wolności? Ile byłbyś w stanie oddać, by na tej wolności pozostać, a tym samym jakiego zadośćuczynienia zażądałbyś od swojego Państwa, gdyby w takich okolicznościach i na tak długo tę wolność bezpodstawnie Ci odebrało? Podaj kwotę i czytaj dalej.

Powyżej opisana sytuacja zdarzyła się naprawdę. Pewien mężczyzna został niesłusznie skazany i spędził w więzieniu 1044 dni. Stracił żonę, kontakt z dzieckiem, pracę i dobre imię. Siłą rzeczy stracił też w ten sposób teściową, ale to i tak nie zrekompensowało tragedii. Po uniewinnieniu go zażądał od Skarbu Państwa zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Wniósł o 17 milionów złotych.

Sąd przyznał mu 323 tysiące. Złotych. Polskich.

Już wiesz ile jest wart jeden dzień Twojego życia? To 300,00 złotych. Brutto. Więcej czy mniej niż na początku zakładałeś?

Dla porównania: za 323 tysiące można kupić średniej wielkości mieszkanie w okolicach centrum dużego miasta, luksusowy samochód z niezawodnym sprzęgłem, 1.600 butelek dobrej whisky lub 64.600 rzeczy w sklepie "Wszystko za 5 zł"! Można za to wykształcić szóstkę dzieci lub też połowę przepić, przećpać i przepalić a resztę "jakoś bezsensownie przepierdolić". 

Na miłość boską, dzisiaj można większy hajs wygrać nawet w konkursach RMF-u za wysłanie jednego SMS! Chyba jeszcze tylko tam kwota 300.000,00 złotych robi na kimś tak wielkie wrażenie.

Przyznać niesłusznie skazanemu i więzionemu przez 3 lata człowiekowi tak uwłaczająco niskie zadośćuczynienie, to jak nasrać komuś do talerza i przeprosić za niepodanie soli. Albo jak spalić mu dom, a potem poklepać go po ramieniu i powiedzieć "Nie bądźmy drobiazgowi, masz tu kluczyki do mojej przyczepy". Nie, gorzej. To jak przelecieć komuś na jego oczach matkę, córkę, siostrę, ojca i psa i po wszystkim rzucić na odchodne "Nie stresuj się, założyłem gumkę!"...

Tak naprawdę nie istnieje jakaś uniwersalna, czy nawet odpowiednia kwota, którą Państwo powinno zapłacić pokrzywdzonemu. Dobrze wiemy, że nikt człowiekowi nie zwróci zmarnowanych trzech lat jego życia. Nikt też nie podejmie się wyceny dnia spędzonego bez rodziny. To są wartości niewymierne. Natomiast uważam, że przyznana w opisanym przypadku kwota nie zrekompensuje doznanej krzywdy nawet w minimalnym zakresie.

Jak widzicie, doceniajcie więc każdy dzień swojego życia, bo może jeszcze kiedyś się okazać, że tak naprawdę jest ono nic niewarte. A przynajmniej dla instytucji, które mogą o nim decydować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj swoje trzy grosze